Drozda notuje: SZCZYGIEŁ i DROZDA w Bratysławie (2024)

Start listening

Wprowadzenie do podróży: Bratysława i jej galerie

Z domu wygania mnie kultura. Nie tylko mnie. Kiedy na początku 2024 roku nagrywałam z Mariuszem Szczygłem rozmowę do mojego podcastu DROZDOWISKO (ukazała się 14 lutego 2024), zgodnie uznaliśmy, że przydałaby się nam wycieczka do Bratysławy. Zestroiliśmy kalendarze i już 5 marca ruszyliśmy w drogę.


Naszym celem – planem minimum były Galeria Narodowa i Danubiana oraz wizyta w pracowni Andreja Dúbravskiego. Zostawiliśmy też sobie nieco miejsca na działania spontaniczne.

Wrażenia z Galerii Miejskiej: Spotkanie z „Pasażem”

Do Bratysławy dotarliśmy po południu i w zasadzie od razu ruszyliśmy w miasto. Zależało nam, żeby zdążyć do jednej z siedzib Galerii Miejskiej [Galéria mesta Bratislavy], gdzie od 2004 roku oglądać można, a w zasadzie wchodzić można w instalację „Pasaż”, której autorem jest Matej Krén. To konstrukcja z luster i książek, tak samo jak „Idiom”, od 1998 roku stojący w holu praskiej Biblioteki Miejskiej [Městská knihovna]. Praski „Idiom” widziałam wiele razy, ale wrażenie jakie robi „Pasaż” jest o wiele silniejsze. Matej Krén nazywa go „skrótem przez światy”: ze świata realnego do świata kultury, w rzeczywistość słowa, tekstu, znaku, symbolu, obrazu, i z powrotem.
Zrobiliśmy tam wiele zdjęć, nakręciliśmy filmiki, ale żadnemu z ujęć nie udało się oddać wrażenia, jakie robi wejście do tego pasażu. Poczucie go na własnej skórze. Do stworzenia instalacji użyto ok. 12 000 książek. Książek, które miały być wyrzucone z bibliotek.


W tym samym budynku (Pałacu Pálffy) zaintrygowała nas jeszcze, przede wszystkim ze względu na oryginalny sposób prezentacji, kameralna stała ekspozycja gotyckiego malarstwa tablicowego i rzeźby. Dostojne, religijne obrazy i rzeźby wyeksponowane są na poziomych lamelowych ścianach z płyty pilśniowej, bardzo subtelnie oświetlone – dzięki czemu zyskują jakiś dodatkowy metafizyczny rys.

Galeria Narodowa: Powrót po remoncie

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od kawy i znakomitego śniadania w kawiarni, która w śniadaniach się specjalizuje. Nazywa się Panenská kaviareň, bo mieści się na ulicy Panenskej 18. Mariusz dostrzegł ją kątem oka, kiedy dojeżdżaliśmy do naszego pensjonatu. Było tak miło i smacznie, że zjedliśmy w niej wszystkie nasze bratysławskie śniadania.
Zaraz potem wyruszyliśmy do Galerii Narodowej (SNG). Szczęśliwym przypadkiem okazało się, że w pierwsze środy miesiąca (był 6 marca 2024) wstęp na ekspozycje jest bezpłatny oraz że w Słowacji trwają ferie, zatem tłumów nie było, a wśród zwiedzających przeważali studenci i seniorzy. Nie sprawdzaliśmy wcześniej, jakie obejrzymy wystawy, chcieliśmy po prostu wejść w galeryjne przestrzenie. Spędziliśmy w nich blisko trzy godziny.
Bratysławska Galeria Narodowa przez 17 lat była remontowana, na dobre (6 dni w tygodniu) otworzyła się 1 marca 2024, choć odwiedzać ją można było już od grudnia 2022. Tym większa była nasza ciekawość. Niespiesznie, przemierzając kolejne sale, korytarze i schody, zachwycając się ilością światła, wykorzystaniem drewna, prostotą i funkcjonalnością zgodnie uznaliśmy, że jest to imponujący, wspaniały budynek, na europejskim poziomie.


Wystawa „Lucia Dovičáková – Jana Hojstričová – Kundy Crew”

Inspiracji dostarczyły nam też wystawy. Do 14 kwietnia 2024 oglądać można było połączone w jednej przestrzeni prace dwóch artystek i grupy twórczej. Na wystawę „Lucia Dovičáková – Jana Hojstričová – Kundy Crew” składały się obrazy, zdjęcia i hafty. Wszystkie dotyczyły sytuacji kobiet w społeczeństwie. Mnie poruszyły obrazy Lucie Dovičákovej, będące ilustracją patriarchalnych stosunków w rodzinie, Mariusza fotografie „znikających” kobiet autorstwa Jany Hojstričovej. W swoich mediach społecznościowych napisał: „(…) za chwilę Galeria Narodowa może nie wystawiać już takich prac. (…) Nowa ministra kultury nacjonalistyczno-populistycznego rządu Roberta Fico zapowiada >>powrót do normalności<<. Czyli na przykład wstrzymanie jakichkolwiek środków dla projektów, które by miały wspierać społeczności LGBT czy też odblokowanie współpracy kulturalnej z Rosją. Władza zapowiada przywrócenie Słowacji godności. Co to znaczy dla wolnej sztuki, wiemy”. I niestety jego słowa się sprawdziły. Alexandra Kusá, kierująca SNG od 2010 roku, w sierpniu 2024 roku została odwołana przez minister kultury w rządzie Roberta Fico Martinę Šimkovičovą.

Marko Blažo: Przegląd życia i dzieł

Do 19 maja 2024 oglądać można było wystawę „Marko Blažo: Celý človek”. To przekrojowe pokazanie „głowy” tajemniczego i młodo zmarłego słowackiego artysty. Marko Blažo (1972 – 2021), jak napisał o nim „Denník N” był „artystą osobliwym, osobnym i niezmiernie utalentowanym”. Malował, tworzył obiekty i kompulsywnie zapełniał twarde dyski komputera. Miał wiele fascynacji, a w jego pracach, pokazanych na wystawie powracają różne motywy, na przykład pociągi czy katedry. Ciężko chorował, więc w ostatnich latach tworzył głównie cyfrowo. Te nigdy niezrealizowane, nienamalowane projekty obrazów zostały wydrukowane i wyeksponowane. To wystawa, w której można się było zgubić. Wspaniała.


Prac i stojących za nimi nazwisk nazbieraliśmy zresztą w SNG dużo więcej, to znaczy obejrzeliśmy więcej i pozapisywaliśmy sobie w telefonach. Ku pamięci.
Finałem dnia był spacer wzdłuż Dunaju i kawa wypita w UFO oraz spojrzenie na panoramę miasta ze szczytu tej charakterystycznej budowli. I choć trudno wyobrazić sobie coś bardziej turystycznego, a nawet banalnego, sprawiło nam to frajdę. A o to przecież, w poznawaniu nowych miejsc, chodzi.

Graficzne gabinety

Na wczesne czwartkowe popołudnie (7 marca) umówieni byliśmy w tymczasowej, bratysławskiej pracowni Andreja Dúbravskiego. Mieliśmy zatem kilka wolnych godzin, które naturalnie wykorzystaliśmy. Przez cały wyjazd przyświecała nam idea „nic na siłę” oraz „tylko to, na co naprawdę mamy ochotę”, zatem niespiesznie, skąpani w marcowym słońcu, udaliśmy się na starówkę, w kierunku kolejnej siedziby Galerii Miejskiej.
Na odbywającą się w Pałacu Mirbacha [Mirbachov palác] wystawę „Oslobodený priestor: starostlivosť – architektúra – feminizmus”, co można przełożyć jako „wyzwolona przestrzeń: opieka (staranie się o kogoś/coś) – architektura – feminizm”, zwróciła nam uwagę Aleksandra Pyka, prowadząca znakomity kanał instagramowy Słowacystka. Ola była zresztą naszym wirtualnym przewodnikiem po Bratysławie, podrzucała miejsca i tropy, a my z niektórych skorzystaliśmy, inne zapisując na przyszłość. Ta konkretna wystawa nie zrobiła na nas jakiegoś ogromnego wrażenia, choć frajdę sprawiły kolaże i ogromne reprodukcje okładek i wnętrz z czasopism dla pań, pochodzących z sześćdziesiątych i siedemdziesiątych lat. Natomiast okazało się, że rokokowe przestrzenie pałacu kryją inne niespodzianki. Jedną z nich i wartą doświadczenia (doświadczenia właśnie, a nie obejrzenia) są „graficzne gabinety” [Grafické kabinety]. To dwie sale, będące od podłóg po sufity ramami na obrazy. A nawet bardziej na obrazki, bo większość umieszczonych w ściennych ramkach prac jest w rozmiarze większej książki. Jest tych grafik 290. Wiele zostało wyciętych z książek. O powstaniu tej kolekcji wiadomo niewiele. O artystach, których prace zamknięto w ścianach, także. Galeria zakłada, że ściany powstały pod koniec XVIII wieku, kiedy pałac był własnością rodziny Csaky. Cała kolekcja składa się z obrazów biblijnych, alegorycznych, historycznych i mitologicznych, a każde z pomieszczeń ma trochę inny charakter. Coś zbliżonego do tych gabinetów widziałam w wiedeńskim pałacu Schönbrunn, tam ściany jednej z komnat także pokryte są ramkami, w niegeometrycznych kształtach, ale jest ich zdecydowanie mniej i w dużo większej przestrzeni nie robią takiego wrażenia, jak te w Bratysławie.

Xaver Messerschmidt i jego tajemnicze głowy

Graficzne gabinety nie wyczerpały jednak tajemnic i zaskoczeń, jakie przyniósł nam Pałac Mirbacha. Przemierzając kolejną stałą ekspozycję zatytułowaną „Malarstwo i rzeźba środkowoeuropejskiego baroku”, trafiliśmy na dwie rzeźby, które – i chyba nie przesadzę, jeśli napiszę, że – nas obezwładniły. Były to ludzkie głowy, naturalnej wielkości, z brązu, z nadzwyczaj precyzyjnie uchwyconą, bardzo ekspresyjną mimiką. Ich autorem okazał się Franz Xaver Messerschmidt, żyjący między 1736 a 1783 rokiem rzeźbiarz. Jego „głowy”, bo powstało ich 69, są słynne na całym świecie, a największa ich kolekcja znajduje się w Wiedniu, w galerii Belvedere. „Głowy” są rozproszone, rodzina po śmierci artysty po prostu je sprzedawała, nie wiadomo dlaczego powstały, kogo portretowały, być może samego artystę, który w tamtym czasie do minimum ograniczył kontakt ze światem. Ale najciekawsze jest to, że obok tych zupełnie osobnych, nadzwyczajnych i niezwykle współczesnych rzeźb, Franz Xaver Messerschmidt znakomicie i w duchu swojej epoki, w brązie lub marmurze, tworzył popiersia choćby Marii Teresy (do zobaczenia w Wiedniu) czy anonimowego kapucyna (trzecia głowa w Bratysławie).


Przyszedł czas na kawę. Stare Miasto podsunęło nam ukrytą nieco i bardzo miłą kawiarenkę na ulicy Zámočníckiej. Zapisuję ją w tym „dzienniczku”, żeby zapamiętać i móc wrócić. Nazywa się Prašná Bašta Coffee – i łatwo ją przegapić, ale równie łatwo zauważyć.

Spotkanie z Andrejem Dúbravským

Andrej Dúbravský, rocznik 1987, to słowacki malarz, którego prace pokazywane są w galeriach Berlina, Pragi, Rzymu i oczywiście Bratysławy. Mariusz Szczygieł, po naszej u niego wizycie, napisał: „jest moim ulubionym słowackim malarzem. Bardzo lubię jego choleryczne koguty, bajkowe gąsienice, rozedrgane pszczoły i nagich chłopców. Właściwie – watahy nagich, ale ponurych chłopców. Andrej Dúbravský pokazał nam swoje nowe prace: otyli mężczyźni na huśtawkach. Może znacie sławny rokokowy obraz Fragonarda: księżniczka na huśtawce, którą puszcza w ruch biskup? Dla Andreja ci grubi panowie to księżniczki(…). Ostatnio o malarzu było głośno, bo nowa (lewicowo-narodowa) minister kultury zobaczyła jego obraz na wystawie pt. >>Nieskrępowani<<. A przedstawia on dwóch nagich, całujących się mężczyzn. Jeden jest otyły i chyba starszy, a drugi szczupły i chyba młodszy. Artysta daje świadectwo życia, czyż nie? Pani minister ogłosiła, że ten obraz to przykład >>podstępnych rzeczy, które zostały na nam rzucone<<. (…) >>To, co najbardziej przeszkadza mi w jej przemówieniach, to mówienie o słowackiej narodowej sztuce. To błędne myślenie<< – powiedział [Dúbravský] Denikowi. >>Artyści nie służą ministerstwu i narodowi. To koncepcja Hitlera i komunistów<<. Dodam od siebie: artysta nie powinien służyć nikomu. Tylko sobie”.


Tak, ta wizyta (znów) przypomniała nam, że polityka jest wszędzie. Potknęliśmy się o nią także na Placu SNP [Námestie SNP], gdzie wtopiony w przestrzeń stoi i leży jednocześnie pomnik poświęcony zamordowanym w 2018 roku Jánowi Kuciakowi i jego dziewczynie Martinie Kušnírovej. Ma formę drzewa/gałęzi/może pióra, ale też rzeki – łączy ścianę budynku i chodnik. Można po nim przejść i nawet nie zauważyć. Jest brunatno-srebrny, jakby czystość spływała krwią. W oknie obok, nienarzucające się, jakby trochę ukryte twarze, Jana i Martiny. Zatrzymało nas to miejsce na kilka minut.

Słowacki Teatr Narodowy: Spektakl Hanocha Levina

Wieczór spędziliśmy w Słowackim Teatrze Narodowym (SND). Obejrzeliśmy sztukę Hanocha Levina „Pohreb alebo svadba – čo skôr?” (polski tytuł „Zimowe ceremonie”) w reżyserii dobrze znanego w Polsce Ondreja Spišáka. Spektakl nie zawiódł, był trochę bajkową, trochę senną, pięknie metafizyczną opowieścią o ucieczce. Nie tylko przed śmiercią. Słabo znam (znamy) słowackich aktorów, ale wypatrzyłam na scenie Janę Oľhovą, którą widziałam m.in. w „Szarlatanie”, „Człowieku z zajęczymi uszami” czy „Światłonocy” oraz Martina Hubę, który wcielił się m.in. w Masaryka we wspaniałym teatralnym filmie „Rozmowy z TGM” (czeski tytuł „Hovory s TGM”).

Danubiana: Muzeum sztuki współczesnej nad Dunajem

Ostatnim punktem naszej wyprawy była Danubiana – wielkie i oryginalne muzeum sztuki współczesnej. Jego pełna nazwa to Danubiana Meulensteen Art Museum. Położone jest na sztucznym półwyspie, usypanym nad Dunajem. Kształtem przypomina statek. Budynek w bardzo nieprzypadkowy sposób wpisany jest w krajobraz, zwiedzając wystawy miewa się wrażenie chodzenia po rzece. Wokół muzeum jest park rzeźb, rzeźby znajdują się też na dachu. Wszystko zachęca, by spędzić w Danubianie jak najwięcej czasu.
Muzeum otwarto w 2000 roku. Stworzyli je holenderski kolekcjoner Gerard Meulensteen oraz słowacki marszand Vincent Polakovič. Z pomocą państwa oczywiście. Obaj przekazali do niego swoje zbiory. Aczkolwiek w środowiskach artystycznych i intelektualnych Słowacji przeważa pogląd, że Danubiana jest raczej atrakcją turystyczną, a nie pełnoprawnym i szanowanym muzeum. Nam się jednak podobało. Zarówno stała ekspozycja, w której przeważają dzieła wielkiego formatu – obrazy, rzeźby i instalacje, jak i wystawa czasowa, której bohaterką podczas naszej bytności była Xénia Hoffmeisterová. Na wystawie były jej prace powstałe już w 2024 roku. Mariusz Szczygieł napisał, że „określenie >>oddychać sztuką<< nabiera w Danubianie znaczenia”. I ja się z nim zgadzam.

Pod wieczór byliśmy już w Warszawie. Nasyceni sztuką i w pełni usatysfakcjonowani. Zgodnie też uznaliśmy, że jest to wyprawa, którą za kilkanaście miesięcy chętnie powtórzymy. W końcu tyle jeszcze jest do obejrzenia.

Teresa Drozda

Tekst powstał na zamówienie słowackiego miesięcznika „Monitor polonijny” i został opublikowany w numerach 5 i 6 w 2024 roku.


Jeśli podoba Ci się, to co robię, zajrzyj, posłuchaj, wesprzyj.
Łatwiej będzie mi tworzyć dalej, a Ty dostaniesz coś EXSTRA!

https://patronite.pl/TeresaDrozda
https://buycoffee.to/drozdowisko/

Join the discussion