Jestem oszalałą pragomaniaczką i czecholubką. O Czechach chętnie rozmawiam i opowiadam, podkreślając jednak, że moja perspektywa opiera się przede wszystkim na doświadczeniach z Pragi. Na rozmowach z mieszkańcami stolicy. Na wizytach w praskich instytucjach kultury. Po prostu jest pragocentryczna. Wspominaliśmy o tym z Mariuszem Szczygłem w 138 odcinku DROZDOWISKA, bo i on jest pragocentryczny. Zaczynam od tego swoistego zastrzeżenia, bo będę pisać o bardzo silnych doświadczeniach i będę się zachwycać i zazdrościć, ale wiem, że nie w całej Republice jest tak, jak w Pradze.
1939
17 listopada to w Czechach święto państwowe. Takich świąt w kalendarzu jest zaledwie siedem. 17 listopada to Den boje za svobodu a demokracii a Mezinárodní den studentstva [Dzień Walki o Wolność i Demokrację oraz Międzynarodowy Dzień Studenta]. Jego historia sięga roku 1939. 28 października 1939 roku – w 21. rocznicę powstania Czechosłowacji – dziesiątki tysięcy ludzi w Pradze i tysiące w całym Protektoracie wyszło na ulice, żeby zaprotestować przeciw nazistowskiej okupacji. Demonstracje były agresywnie tłumione, w wyniku czego śmierć poniósł m.in. student medycyny Jan Opletal. Jego pogrzeb także stał się ogromną antyfaszystowską demonstracją, którą potraktowano, jako dalszy ciąg protestów z października. W odpowiedzi Konstantin von Neurath – protektor Czech i Moraw – ogłosił, że zamyka wyższe uczelnie na trzy lata. W nocy z 16 na 17 listopada akademiki w Pradze, Příbramie i Brnie zostały zajęte przez jednostki niemieckiej Ordnungspolizei i SS, które aresztowały studentów i pracowników dydaktycznych. W nocy w koszarach Ruzyne zastrzelono dziewięciu przedstawicieli stowarzyszeń studenckich. W kolejnych dniach do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen wywieziono 1200 studentów, a przeszło 15 000 pozbawiono możliwości dalszej nauki.
1989
17 listopada 1989 roku, w 50. rocznicę wydarzeń z Protektoratu, w miasteczku studenckim na Albertovie organizacje studenckie zorganizowały pokojowy wiec, który był w założeniu uczczeniem pamięci Jana Opletata i innych ofiar z 1939 roku. Ale od początku było wiadomo, że będzie też zabraniem głosu w sprawie aktualnej sytuacji w Czechosłowacji i wyrażeniem niezadowolenia wobec reżimu. Po skończonej demonstracji tłum nie zamierzał się rozchodzić i ruszył w stronę Václavského náměstí, po drodze trafił jednak na kordony służby bezpieczeństwa i ostatecznie został skierowany na Národní třídou. Tam, skracając całą opowieść, bo ten dzień jest opisany niemal godzina po godzinie, powstał kocioł, demonstranci byli rozpędzani, przy tym bici i zatrzymywani. Lotem błyskawicy po Pradze rozniosła się wieść o zachowaniu bezpieki, a to uruchomiło lawinę demonstracji i strajków, która doprowadziła do oddania władzy przez komunistów i powołania Václava Havla na Prezydenta Czechosłowacji. Wszystko wydarzyło się jeszcze przed końcem 1989 roku. I zyskało miano Aksamitnej Rewolucji.
Zazdroszczę Czechom sposobu, w jaki te rocznice celebrują. Obchody naturalnie ewoluowały, ale 17 listopada świętowano, jeszcze zanim parlament oficjalnie uznał ten dzień za „státní svátek”, co stało się w 2000 roku. Pisać będę o tym, co obserwowałam i czego doświadczałam w Pradze, ale wiem, m.in. z relacji Marty Pasińskiej z bloga „Dziewczyna z czerwoną walizką”, że sporo dzieje się też w Brnie i innych czeskich miastach.
Koncert pro budoucnost
Václavské náměstí i Národní třída 17 listopada zmieniają się w jeden wielki spacerowy pasaż, wzdłuż którego ustawione są sceny, plenerowe wystawy, stoiska organizacji pozarządowych, stoiska z piciem i jedzeniem, stanowiska mediów. Czeskie radio cały dzień nadaje specjalny program z plenerowego studia. Na placu pod Teatrem Narodowym, który nosi imię Václava Havla, stworzony jest salon, w którym dysydenci czytają zakazane teksty. Przy czym czasem są to osoby, które rzeczywiście uczestniczyły w tamtych wydarzeniach, a czasem pozostawione przez nich odezwy czy wspomnienia czytają aktorzy. Jest plenerowe kino, które przez cały dzień pokazuje w kółko kilka dokumentów – można w każdej chwili się w oglądanie włączyć. Jest obóz skautów. Są tramwaje, w których odbywają się warsztaty i quizy. Dla młodszych i starszych. Wzdłuż obu ulic krążą tysiące ludzi. Niemal wszyscy mają przypięte do ubrań trójkolorki (wstążki w kolorach czeskiej flagi), są uśmiechnięci, niektórzy trzymają transparenty z hasłami dotyczącymi demokracji i wolności. Są rodziny z dziećmi. I są oczywiście koncerty. Ten główny rozpoczyna się zawsze około 16.00 i trwa do 22.00.
Na szczycie Vaclavaka, pod Muzeum Narodowym ustawiona jest ogromna scena, wzdłuż placu ekrany, pomagające śledzić przebieg koncertu i także oczywiście stoiska z piciem i jedzeniem. Jest też stream video, którego zapisy można znaleźć na YT. W 2024 roku, z uwagi na trwającą przebudowę Václavského náměstí, scena ustawiona była na Mustku. W 2019 roku, z okazji 30. rocznicy Aksamitnej Rewolucji, przygotowany był specjalny mapping na Muzeum Narodowym, będący zresztą częścią specjalnej wystawy, którą można było wtedy oglądać. W 2021 roku na koncercie wystąpił wirtualny Václav Havel, w tym samym roku Glen Hansard zaśpiewał po czesku piosenkę „Havlíčku, Havle” Jaroslava Hutki. W ogóle warto podkreślić, że podczas tych koncertów występują gwiazdy czeskiej i słowackiej sceny muzycznej i śpiewają utwory ze swojego repertuaru (w tym roku m.in. Korben Dallas i Radůza) oraz czasem zaproszeni goście ze świata, jak wspomniany Glen Hansard czy Pussy Riot. Każdy wychodzi na dwie, trzy piosenki. Jest to bardzo emocjonujące i energetyczne. Ten koncert co roku nazywa się „Koncert pro budoucnost” – koncertem dla przyszłości.
Modlitba pro Martu
Jednym z kulminacyjnych punktów całego dnia jest zaśpiewanie „Modlitby pro Martu” – nieformalnego czeskiego hymnu. To piosenka, która odwołuje się do 1968 roku i brutalnego stłumienia przez wojska Układu Warszawskiego demokratycznych przemian w socjalistycznej Czechosłowacji. Napisana została do kostiumowego serialu muzycznego „Píseň pro Rudolfa III”, a zaśpiewała ją Marta Kubišová. Tekst, inspirowany XVII-wiecznym „Testamentem umierającej matki Jednoty braterskiej” Jana Amose Komenského, napisał Petr Rada. Zaczyna się od słów: „Ať mír dál zůstává s touto krajinou” („Niech pokój będzie w tym kraju”). Jeszcze w lipcu 1969 roku piosenka ukazała się na (pierwszej) solowej płycie Kubišovej „Songy a balady” i stała się protestsongiem. Piosenką wyrażającą opór i sprzeciw wobec sowieckich porządków. Kilka miesięcy później prowokacja StB zmusiła artystkę do zejścia ze sceny i wyprowadzki z Pragi (autor tekstu musiał wyemigrować, scenarzysta serialu został zesłany do Ostrawy, reżyser – do prac fizycznych, a aktor grający w serialu główną rolę – pozbawiony funkcji dyrektora teatru). 21 listopada 1989 roku Marta Kubišová rozpoczęła swoją „drugą karierę”, jak sama ją nazywała, zaśpiewaniem a cappella, tej właśnie pieśni. Stała wtedy na balkonie pałacu Hvězda, siedzibie wydawnictwa Melantrich (dziś na tym budynku jest pamiątkowa tablica) na a w zasadzie nad Václavském náměstí. A potem przez kolejne lata, przy okazji kolejnych rocznic śpiewała tę pieśń, która nota bene w 2018 roku wygrała plebiscyt „100 hitů republiky” rozpisany przez Český rozhlas z okazji 100-lecia powstania Czechosłowacji.
Marta Kubišová karierę wokalną skończyła w 2017 roku i od tej pory „Modlitwę” śpiewają z balkonu pałacu Metro (już nie na Vaclavaku, a na Narodce) inne wokalistki. Była wśród nich Aneta Langerová, Słowaczka Jana Kirschner, a w tym roku aktorka Anna Fialová. Utwór wykonywany jest, tak jak w 1989 roku, a cappella, punktualnie o symbolicznej godzinie 17:11. I to są zawsze trzy minuty wzruszenia. Wokalistka zaczyna śpiewać sama, a stopniowo dołącza do niej tłum, ostatni refren śpiewają już wszyscy (a są to tysiące ludzi) zgromadzeni pod balkonem. Doświadczyłam tego już kilka razy i za każdym razem mam ciarki na plecach i łzy w oczach.
W tym roku miałam wyjątkową możliwość spojrzeć na ten tłum z góry. Do pałacu Metro, na drugie piętro, wprowadził się bowiem Instytut Polski i balkon, z którego śpiewana jest „Modlitba” należy do wynajmowanego przezeń lokalu. Dzięki uprzejmości pracowników Instytutu mogłam więc być naprawdę, naprawdę blisko.
Politycy
Najbardziej zazdroszczę Czechom tego, że do tych obchodów nie mieszają się politycy. Mają swoich kilkadziesiąt minut około południa, kiedy składają kwiaty pod tablicą upamiętniającą protest z 1989 roku. I na tym koniec. Wszędzie indziej głos mają działacze, społecznicy, artyści. Podczas „Koncertu pro budoucnost”, w czasie kiedy następuje przepinanie się zespołów, na scenę wychodzą właśnie tacy ludzie – w tym roku głos zabrali m.in. byli już szefowie słowackich instytucji kultury – Teatru Narodowego i Galerii Narodowej – odwołani z funkcji przez nacjonalistyczny, prawicowy rząd. Bo to że nie ma polityków nie oznacza, że o polityce się nie mówi – mówi się i to dużo.
Díky, že můžem
Od dziesięciu lat obchody odbywają się pod hasłem „Díky, že můžem” [Dzięki, że możemy]. To krótkie zdanie można dowolnie rozwijać. To też nazwa organizacji pozarządowej, która obchody organizuje (i koordynuje, bo zaangażowanych instytucji jest więcej), ale przez cały rok prowadzi też na przykład akcje edukacyjne w szkołach. W tym roku wydany został śpiewnik z utworami z czasów Aksamitnej Rewolucji, z nutami, tekstami i komentarzem. Oczywiście kupiłam go sobie. Poza tym niezwykle mnie to hasło wzrusza. Jest lapidarne i proste, a jednocześnie znakomicie odwołuje się do przeszłości i uświadamia, że teraźniejszość nie wzięła się znikąd. Jednocześnie pozwala się cieszyć, radować, nawet szaleć. Tańczyć, przebierać się, manifestować swoją tożsamość. To samo dotyczy zresztą nazwy samego święta, która jest uniwersalna i przypomina, że wolność i demokracja nie są wartościami danymi raz na zawsze. I myślę, że oba te hasła/zdania determinują bardzo całe obchody, w których jest patos, w których manifestuje się patriotyzm, pamięta o ofiarach, ale jednocześnie daje przestrzeń do zabawy i radości. Dr Martyna Wasiuta, o której zaraz napiszę więcej, dodaje do tego, że czeski patriotyzm to obywatelskość, a nie idee.
Mój 17 listopada
Pierwszy raz zachłysnęłam się obchodami 17 listopada w 2019 roku. Były niezwykle uroczyste, bo w 30. rocznicę Aksamitnej Rewolucji. Poznałam też wtedy, dzięki Mariuszowi Suroszowi, autorkę portalu Czeska Polityka Martynę Wasiutę. Czechy i Praga nas połączyły i chociaż interesują nas nieco inne tematy, od tych kilku lat staramy się, a Mariusz nam czasem towarzyszy, 17 listopada być w Pradze, napawać się tą atmosferą, obserwować zmiany, dowiadywać się nowych rzeczy, odkrywać nowe miejsca. Nie napisałam jeszcze bowiem, że oprócz dziesiątek akcji i wydarzeń w ścisłym centrum, świętuje cała Praga. Wiele instytucji czy miejsc na co dzień zamkniętych, otwiera drzwi przed publicznością. O oczywistościach takich jak możliwość darmowego odwiedzenia Galerii Narodowej czy Muzeum Narodowego, nawet nie wspominam. Z Martyną przez te lata odwiedziłyśmy na przykład siedzibę agencji prasowej ČTK czy Hrzánský palác – jedną z siedzib czeskiego premiera.
Głównie jednak spacerujemy między Narodką a Vaclavakiem, chłonąc atmosferę, słuchając wystąpień i koncertów, śpiewając razem z Migiem21, że „svoboda není levná věc”, gadając, ciesząc się, wzruszając, zazdroszcząc. Lubimy też widzieć, jak obchody się zmieniają. Na przykład w 2024 roku odnotowałyśmy, że na budynkach wzdłuż całej Národní třídy, po raz pierwszy, powieszone były wielkie białe litery układające się w napis SVOBODA. A wielkie litery „O” były też ekranami, na których kilka razy podczas wieczoru wyświetlany był specjalny film. I trudno jest opisać przepełniającą nas tego dnia euforię. Ona po prostu jest. Od rana, to późnego wieczora. A potem trzyma i grzeje jeszcze przez kilka dni.
Zazdrość i analogie
Wspomniałam, że zazdroszczę Czechom tego, jak obchodzony jest ten dzień. Jak kompleksowo, jak szeroko i jak radośnie. Bez polityków. Jako że to listopad, naturalne wydaje się porównanie z polskim Narodowym Świętem Niepodległości. I to akurat jest porównanie chybione, bo dotyczy zupełnie innych wydarzeń. Powstanie Czechosłowacji, też uroczyście, choć nie aż tak, obchodzi się 28 października. Naszym dniem walki o wolność i demokrację mógłby być 4 czerwca albo 31 sierpnia – rocznice odpowiednio pierwszych częściowo wolnych wyborów, dzięki którym komunistyczne struktury (nie tylko) w Polsce zaczęły kruszeć albo rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych, które stało się motylim skrzydłem zmieniającym tę część świata. 4 czerwca świętem państwowym nie jest, ale 31 sierpnia już tak. W 2005 roku ustanowiono, że będzie to Dzień Solidarności i Wolności. Teraz tylko znaleźć się musi polskie „Díky, že můžem”, które odpolityczni i rozkręci te obchody tak, że Czesi będą nam ich zazdrościć. A to, co i jak dzieje się 17 listopada w Pradze może być znakomitym punktem wyjścia i inspiracją. Chciałabym.
Jeśli podoba Ci się, to co robię, poczytaj, posłuchaj, wesprzyj.
Łatwiej będzie mi tworzyć dalej, a Ty dostaniesz coś EXSTRA!
https://patronite.pl/TeresaDrozda
https://buycoffee.to/drozdowisko/
https://suppi.pl/drozdowisko