21 marca 2024 roku, w ramach 44. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, piosenki Boba Dylana zagrał zespół DYLAN.PL. Koncert nosił tytuł „No, jak to jest?”.
Nie planowałam pisać o tym wydarzeniu. I dużo nie napiszę, bo nie czuję się kompetentna, żeby zabierać głos na temat doboru piosenek, jakości tłumaczeń a nawet aranżacji. Bo nie mam punktu odniesienia.
Bob Dylan nie jest „moim” artystą. Nie znam jego historii, jego filozofii, jego twórczości. Istnieje dla mnie raczej jako postać literacka (na przykład w znakomitych powieściach kryminalnych Michala Sýkory), jako artysta ważny dla ważnych dla mnie artystów, ale on sam i jego twórczość w zasadzie we mnie nie istnieją. Dlaczego zatem poszłam na koncert z jego piosenkami? Z ciekawości. I dlatego, że dla artysty, którego cenię niezwykle wysoko, czyli dla Filipa Łobodzińskiego, Dylan jest twórcą arcyważnym.
I całe szczęście, że poszłam. Bo to nie był tylko tylko koncert. To była wspaniała opowieść o Dylanie, dylanowskich i okołodylanowskich kontekstach. Padały daty, nazwiska, tytuły. Filip Łobodziński przed każdą piosenką opowiadał malował panoramę czasu, w jakim powstawała, o jej otoczce muzyczno-dziejowej, o inspiracjach i tropach kulturowych. I to było absolutnie fascynujące. Każda piosenka miała też swoje „logo” – jej tytuł pokazany był graficznie, jakby komiksowo, bo między literami pojawiały się rzeczone tropy kulturowe, o których wspominał frontman DYLAN.PL.
Same piosenki to kaskady sensów i treści, i nie sposób się do nich dostać, ot tak. Ze mną po koncercie zostały te najmniej rockowe, najcichsze: „Bez słowa”, „Pan z Tamburynem”, „Północ minęła” czy „Każde trawy źdźbło”. Co ciekawe, kiedy sięgnęłam do dwupłytowego albumu zespołu (ukazał się w 2017 roku), wszystkie zanotowane, zapamiętane przeze mnie piosenki znalazłam na dysku drugim, którego podtytuł brzmi „A mimo to był sam”. O osobności Dylana także przepięknie Filip Łobodziński opowiadał .
Dotknęło i poruszyło mnie też to, że choć Filip ani żaden z jego gości, którymi byli Muniek Staszczyk i Pablopavo, nie pozwolili sobie na żadną bezpośrednio polityczną aluzję, te jednak fruwały w powietrzu. Dylan pisał protestsongi, bardzo bezkompromisowe i odważne. O wojnie, niesprawiedliwości, bezprawnych wyrokach i wielu innych sprawach. Filip Łobodziński wszystko to relacjonował, ale ani razu nie zająknął się „że nic się nie zmieniło” albo „mieliśmy to i u nas”. Wielka mu za to chwała.
Nie zostanę po tym koncercie namiętną fanką Dylana, nie zacznę się wgryzać w jego twórczość, będę natomiast fanką zespołu DYLAN.PL i sposobu, w jaki postanowili tę twórczość nam pokazywać. Przybliżać. Odkręcać. Tak, na koncert DYLAN.PL warto wziąć ze sobą notesik.