Wstęp
Od 2019 roku (po absolutnie doskonałym doświadczeniu, związanym z trzymiesięcznym pobytem w Pradze, w ramach rezydencji literackiej przyznanej mi przez International Visegrad Fund w 2018 roku) postanowiłam, niezależnie od innych swoich bytności w stolicy Czeskiej Republiki, raz w roku spędzać tu co najmniej 4 tygodnie. Każdej jesieni. Plan ów realizuję z żelazną konsekwencją, zaburzoną jedynie przez pandemię w 2020 roku.
15 października 2024 rozpoczęłam więc swoją szóstą w sumie, a piątą prywatną praską rezydencję. W 2023 roku pierwszy raz zdecydowałam się na pisanie dziennika owego pobytu. Publikowałam go prawie codziennie na profilu CZESKI KOUSEK na FB (wciąż można go tam znaleźć). W tym roku pisać będę nadal, nieco modyfikując formułę. Dziennik zmieniam w notatnik, a publikować go będę na stronie DROZDOWISKO.PL. Robię też staranną listę wszystkich akcji/imprez/filmów/spektakli/wystaw/koncertów, w których wezmę udział. Lista się przyda, bo pewnie nie o wszystkim napiszę, ale o wszystkim chcę pamiętać. Piszę głównie dla siebie i swojej pamięci, ale mam cichą nadzieję, że jednak te moje notatki i szeroko zarzucone kulturalne sieci, staną się inspiracją dla osób planujących odwiedzenie „miasta nieskończonego”, jakim jest dla mnie Praga. Zatem czytajcie, pytajcie, nie zgadzajcie się albo zgadzajcie, komentujcie!
Poletíme? Dokądkolwiek!
Najważniejszym wydarzeniem mojego pierwszego praskiego tygodnia był koncert kapeli Poletíme?. Zespół powstał w Brnie, w 2007 roku. Jego założycielem i liderem jest Rudolf Brančovský – przy okazji też znakomity grafik i artysta plastyk. To on jest autorem większości piosenek. I to on określił gatunek muzyki, jaką Poletíme? gra, a jest to „original banjo punk future jazz” i „turbošanson”. Banjo jest ważnym elementem brzmienia kapeli, a obok tego instrumentu w zespole są też skrzypce, trąbki, akordeon, gitary, piano, perkusja, a nawet akordeon. W sumie ośmiu muzyków. Skład kapeli przez lata zmieniał się minimalnie, brzmienie takoż. Rudolf Brančovský mówi, że pisze „písničky ze života” czy też (w bardziej rozbudowanej formie) „jednoduché písničky o složitém životě”, co można przetłumaczyć jako „proste piosenki o skomplikowanym życiu”. Piosenki Poletíme? są krótkie, dynamiczne i zawsze, zawsze dowcipne, choćby mówiły o depresji, śmierci, samotności. Zespół przez lata funkcjonował trochę na peryferiach czeskiej sceny muzycznej, ich płyty ukazywały się w niezależnej wytwórni Indies Scope. Sytuacja zmieniała się w 2014 roku, kiedy to kapelę wziął pod swoje skrzydła Supraphon i ukazał się (znakomity, może nawet najlepszy) album „Turbošansón”. Od tej pory zespół pnie się w górę, zyskuje na popularności, a jego najnowsza płyta „Hvězdy těžký to maj” przynosi kilka hitów, które są jednocześnie gorzkimi piosenkami o rzeczywistości, choć wszystkie w turbo stylu banjo-punku.
Polecam przede wszystkim „Hendmejdmjůzik” o sztucznej inteligencji czy tytułowe „Hvězdy těžký to maj” o uderzeniu wody sodowej do głowy. Album ukazał się 14 czerwca 2024, a 17 października w prestiżowej wielkiej sali Pałacu Lucerna (Velký sál Lucerna) kilka tysięcy fanów zespołu, w tym ja, wzięło udział w koncercie promującym płytę, czyli po prostu w jej chrzcie (křest alba).
Chrzest, czyli co?
Już chyba o tym pisałam. W Czechach powszechne jest chrzczenie nowych książek czy płyt.
Kiedy zapytałam kilku czeskich artystów o tę tradycję, patrzyli na mnie, jakbym się z choinki urwała – w końcu to Ty jesteś z religijnej Polski, chyba wiecie tam, co to jest chrzest! Czeski chrzest (cały czas piszę tylko o książkach i płytach) to po prostu promocja. Spotkanie czy koncert wokół. I czasem odbywa się więcej niż raz (kolejne koncerty w kolejnych miastach, to kolejne chrzty). Zazwyczaj wygląda to tak, że mniej więcej w środku koncertu artysta i zaproszeni przez niego kmotrzy mówią kilka zdań o danym wydawnictwie, czymś je „chrzczą” – polewają lub tylko pokropują – czasem oddają ów egzemplarz publiczności (kto ma szczęście, ten dostaje) i koncert czy spotkanie toczy się dalej. Chrzty, w których uczestniczyłam odbywały się przy pomocy szampana, śliwowicy, olejku lawendowego, wody z rzeki Sázavy, piwa, wina… Zawsze w zasadzie jest to też moment pełen humoru, bez żadnego patosu, wielkich słów czy gratulacji. Ot, przyjęcie kolejnego „dziecka” pod artystyczny dach świata.
W Lucernie chrzest odbył się pod sam koniec koncertu. Poddane działaniu trunków zostały tak CD jak i LP i oba egzemplarze poleciały w publiczność.
Wracam na koncert.
Sam koncert – nie z uwagi na chrzest płyty, ale z powodu publiczności – zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przez bite dwie godziny pewnie ze trzy tysiące ludzi śpiewało (i tańczyło) z zespołem KAŻDĄ piosenkę. Naprawdę każdą! I te z najnowszej płyty i te z poprzednich. Pamiętam, że podobnie było w 2018 roku, kiedy w Lucerna Music Barze, sali nieco mniejszej, ale w tym samym prestiżowym Pałacu, kapela chrzciła album „Chce to hit!“. Ani na chwilę się nie zatrzymali, nie dali złapać oddechu, ani sobie ani nam. Energia, frajda, sens. Ogromną miałam przyjemność i satysfakcję. A kapelę Poletíme? poznałam w 2013 roku. Wtedy razem z Januszem Deblessemem nagraliśmy pierwszy wywiad z Rudolfem, wtedy zakochałam się nie tylko w jego sposobie nazywania świata piosenkami, ale też w jego twórczości plastycznej. I w tym uwielbieniu trwam do dziś. A kolorowe balony na finał praskiego koncertu wyglądały pięknie, poetycko, dziecięco i pięknie, no po prostu!
Dwa razy Kafka
Rok 2024 to rok Franza Kafki. W czerwcu minęła 100. rocznica śmierci tego owianego legendą pisarza, a rok 2023 był też rokiem 140. rocznicy jego urodzin. Nie dziwi więc, że w wielu teatrach Europy Kafka był ostatnio inscenizowany, a w księgarniach znaleźć można nowe przekłady i opracowania jego prozy. Przy tej okazji odsyłam do swojej rozmowy z prof. Łukaszem Musiałem – tłumaczem i znawcą twórczości Kafki, w której być może udało się nam przełamać kilka stereotypów na temat pisarza. A wspominam o tym, bo w pierwszym tygodniu swojego praskiego pobytu aż dwa razy spotkałam się z Kafką w teatrze.
19 października 2024 w Divadle Rokoko, które jest jedną ze scen MDP [Městská divadla pražská], odbyła się premiera „Przemiany” Kafki (czes. Proměna). Reżyserem spektaklu jest Ivan Uryvskyj – utytułowany ukraiński reżyser. To jest dobry spektakl. Bardzo skondensowany, trwa raptem 70 minut, bardzo klarowny i znakomicie nawiązujący relację z młodym widzem. Řehoř Samsa, w tej roli Martin Donutil, jest pracownikiem firmy produkującej gry komputerowe, nosi specjalny kombinezon, dzięki któremu sztuczna inteligencja uczy się naturalnych ruchów człowieka. I nagle, dość płynnie i naturalnie, okazuje się, że ta firma tworzy grę na podstawie Kafki. Mamy więc umykające „życia” głównego bohatera, mamy szefa, który oczekuje więcej „akcji”, co z tego że wbrew literaturze, mamy groteskową rodzinę, która co i rusz się „zawiesza”. Nie wiemy, kiedy jesteśmy w grze, a kiedy poza nią. To mocna i wyrazista metafora nieustającej względności naszego widzenia świata, sugestia, że zawsze jest ktoś, kto może więcej, kto więcej widzi. To też najlepsza, a na pewno najbardziej komunikatywna, inscenizacja „Przemiany”, jaką widziałam w tym roku.
Odwiedziłam też Divadlo Na Zabradli, żeby obejrzeć spektakl „Franz a kavka”, przeznaczony dla widzów od 4 roku życia. Na widowni zebrały się dzieci w bardzo różnym wieku, razem z rodzicami naturalnie. Już początek był intrygujący. Spektakl grany jest bowiem w ukrytej części (pięknego) teatru, w Eliadově knihovně. Przedstawienie zaczęło się zatem w foyer, z którego aktorki, witając się z widzami, rozmawiając z nimi, poprowadziły nas przez tajemnicze drzwi, kamiennymi schodami na drugie piętro. Lalkowo-aktorskie przedstawienie opowiada o chłopcu, który się bał bardzo wielu rzeczy, a strach pomagała mu pokonać kawka. Ptak. A tą kawką stawała się jedna z jego sióstr, bo chłopca otaczają trzy wpatrzone w niego siostry. Ich imiona to oczywiście imiona prawdziwych sióstr pisarza. W spektaklu są też piosenki, których teksty można znaleźć w starannie przygotowanym programie, a dodatkowo dla rodziców czy nauczycieli przygotowana została broszura wspomagająca późniejszą rozmowę o spektaklu. Po skończonym przedstawieniu można było przejść się po scenie, dotknąć lalek, porozmawiać z aktorkami. Słabym jestem „oceniaczem” takich spektakli, bo nie umiem sobie wyobrazić sposobu myślenia dziecka, niemniej w takich sytuacjach ufam artystom, którzy wiedzą, co robią. Zatem to było chyba dobre przedstawienie. W każdym razie zdjęcie z Kafką sobie zrobiłam.
Ukraińscy artyści w Pradze
Wspomniałam, że „Przemianę” wyreżyserował artysta z Ukrainy. Nie dodałam, że niemal cały realizacyjny team (z jednym wyjątkiem) to artyści ukraińscy (scenografia, kostiumy, adaptacja) i że na scenie też jest dwoje ukraińskich aktorów. Sam spektakl to cześć ogromnego programu wspierającego ukraińskich artystów na wielu polach. Nie wiem, jak inne praskie czy czeskie teatry, ale Městská divadla pražská od 2021 roku, nieprzerwanie przyznają stypendia ukraińskim studentom szkół artystycznych, zapraszają do siebie ukraińskie teatry, zamawiają tłumaczenia ukraińskich sztuk i przede wszystkim wystawiają spektakle, których współtwórcami są artyści z Ukrainy. Do dziś (październik 2024) takich spektakli pojawiło się w repertuarze osiem. I bynajmniej nie dotyczą one tylko wątków ukraińskich, ale są też „typowo czeskie” jak choćby owa „Przemiana”. Piszę o tym m.in. dlatego, że obejrzałam jeszcze jeden spektakl będący częścią tego projektu. Sztukę „Zapomenutou cestou Praha-Lvov” (Zapomnianą drogą Praga-Lwów) napisała Simona Petrů – dramaturżka i współautorka ukraińskiego programu MDP – a wyreżyserował Orest Pastuch, aktor, reżyser, pisarz i pedagog, który po agresji Rosji na Ukrainę trafił do Pragi i tu został. Spektakl, grany w teatralnym pasażu, nie na scenie, jest opowieścią o dążeniu Ukrainy do niepodległości, o tym, jak wielka historia, jak walec niszczy na swojej drodze wszystko, w tym artystów, jak jest głucha na wołania zwykłych ludzi. Przechodzimy przez cały wiek dwudziesty, aż do współczesności. Dla mnie interesujące i dość też poruszające było spojrzenie na polsko-ukraińskie relacje w okresie międzywojennym – nie pokazano nas pozytywnie, lecz jako wrogów i okupantów. Przedstawienie składa się z cytatów literackich, odniesień historycznych i wspólnych wątków ogólnoludzkich. Przywołani są w nim m.in. Ryszard Siwiec, Jan Palach i Vasyl Makuch – członek UPA, antykomunista, który spalił się w centrum Kijowa w listopadzie 1968 roku w proteście przeciwko inwazji Wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i sowietyzacji Ukrainy. Usłyszałam o nim po raz pierwszy. I za to jestem wdzięczna.
Inscenizacja jest bardzo prosta, nie ma tu miejsca na specjalną teatralność, razem z aktorami, którzy co i rusz stają się kimś innym, biegniemy przez czas, ale mnie uświadomił ten spektakl, że mimo upływu lat, pewne historyczne zaszłości wciąż czkawką odbijają się we współczesności i żadna, najstraszniejsza nawet hekatomba, nie jest w stanie ich zresetować.
Michal Kern i Denis Šafařík
Mam swoich ulubionych czeskich aktorów, za którymi podążam po praskich, ale czasem też poza praskich teatrach. Należy do nich Michal Kern – charyzmatyczny aktor, o niezwykle plastycznej, magicznej twarzy i poetyckim głosie. Poznaliśmy się w Cieszynie w 2023 roku na przeglądzie Kino na Granicy, przy okazji pokazu filmu „Arvéd”, w którym zagrał główną rolę. Nagraliśmy nawet krótką rozmowę, w której Michal wspominał, że przygotowuje się do premiery spektaklu „Edvard II”. Nie sądziłam, że uda mi się ten spektakl obejrzeć, a jednak się udało! Specjalnie piszę „udało”, bo już w teatrze dowiedziałam się, że repryza, którą oglądam, jest jednocześnie dernierą, czyli ostatnim przedstawieniem. Spektakl grany był w dzielnicy Žižkov, w miejscu, które nazywa się Divadlo Venuše ve Švehlovce. Siedzibą teatru są podziemia kamienicy, w której mieszczą się akademiki. Budynek został wybudowany w latach dwudziestych XX wieku w stylu rondokubizmu, od 2004 roku jest zabytkiem, a w przestrzeniach dzisiejszego teatru mieściło się kino Academia. Spektakl został przygotowany przez istniejącą od 2004 roku trupę Depresivní děti touží po penězích, której założyciel, reżyser Jakub Čermák jest też artystycznym szefem Venuše ve Švehlovce.
„Edvard II” to progresywna i queerowa inscenizacja dramatu Christophera Marlowe’a, w której najważniejsza i najpiękniejsza jest relacja Edward-Gaveston. Role te grają Michal Kern i Denis Šafařík. O Michale już wspomniałam, o Denisie pisałam przed rokiem, w praskim dzienniku. Widziałam go w musicalu „Marta”, który można oglądać latem na Letniej scenie Musea Kampa, gdzie wciela się w Václava Neckářa, a kiedy popatrzeć na zdjęcia tego ostatniego z wczesnej młodości – podobieństwo jest uderzające. Šafařík nawet gdzieś żartował, że w szkole teatralnej mówiono mu, że to podobieństwo będzie jego przekleństwem. To aktor bardzo giętki (nie umiem lepiej tego nazwać), niesamowicie się poruszający, w którego drobnym ciele czuć ogromną siłę. Znakomicie patrzy się na ich sceniczną relację, w której nie ma cienia fałszu. Nie przepadam za aż tak progresywnym teatrem. W tej inscenizacji było dużo wszystkiego – przerysowania, uwspółcześnień, metafor politycznych – nie wiem, czy we wszystkim się połapałam. Uwagę skupiałam więc na Michale i Denisie, co przyniosło mi ogromną satysfakcję.
Jeśli podoba Ci się, to co robię, zajrzyj, posłuchaj, wesprzyj.
Łatwiej będzie mi tworzyć dalej, a Ty dostaniesz coś EXSTRA!
https://patronite.pl/TeresaDrozda
https://buycoffee.to/drozdowisko/
https://suppi.pl/drozdowisko
https://drozdowisko.pl/
https://id.ffm.to/drozdowisko
Posłuchałam sobie Poletíme? – co za energia! 🙂